Categories
Z mojego życia

Co tam u mnie

Cześć wszystkim. Dawno nie napisałem wam nic o tym, co tam u mnie, no to wreszcie czas to zmienić. Mamy jutro wolne, bo dwie panie doktor z naszego wydziału jadą na konferencję do Lublina (a może powinienem napisać do Lublyna przez Y?) 🙂 Dzięki temu mam chociaż trochę, ale jednak więcej czasu.
Trochę by było do opowiadania, pewnie o czymś zapomnę, ale postaram się napisać o kilku ciekawych wydarzeniach z ostatnich dwóch miesięcy.
Co u mnie przede wszystkim, no to studia, studia i jeszcze raz studia. M.in. warsztaty przekładowe w czwartki, na których tłumaczymy krótsze teksty, głównie publicystyczne zawsze raz z czeskiego na polski, raz odwrotnie. Na pewno jest to ciekawe i wzbogacające. Cieszę, że ten fakultet wybrałem, bo powiedziało mi to już teraz wiele o tłumaczeniu, pewnie będzie tego jeszcze więcej, ale zrozumiałem przede wszystkim jedno: Jeśli tłumacz ma być dobry, to musi on lubić czytać od tak, dla odpoczynku. Czytać w obu językach i to najlepiej przeróżną literaturę, chociaż ta różnorodność może i nie jest konieczna. W każdym razie ja w tej kwestii niestety nie jestem stereotypowym przykładem niewidomego, bo czytanie jakoś nigdy nie było dla mnie relaksem, a mam wrażenie, że wśród nas chyba jest taki stereotyp o tym, jak to niewidomi nawet w moim wieku i młodsi często lubią czytać. Jeszcze w miarę niedawno lubiłem słuchowiska, ale nawet to się skończyło. Trochę szkoda, ale taki po prostu jestem, nawet jeśli mi trochę głupio z tego powodu.
Tym samym przechodzę do kolejnego przedmiotu, który mamy, to jest seminarium z literatury polskiej XX wieku. Jak na razie omawialiśmy np. opowiadania Dąbrowskiej, wiersze Tuwima i innych skamandrytów, ale też Pornografię Gombrowicza, Medaliony Nałkowskiej czy opowiadania Borowskiego. Za tydzień czeka nas Konopielka i np. po świętach reportaże Kapuścińskiego.
Dosyć już o studiach, bo nie o tym miało być. 😀 Wrzuciłem wam tu jakiś czas temu piosenkę w wykonaniu wiolonczelistki Doroty Barovej, Polki z czeskiego Zaolzia. Dowiedziałem się o niej od pani Teresy Drozdy, dziennikarki muzycznej z Warszawy, która jest teraz w Pradze, bardzo interesuje się muzyką czeską i udostępniła na swoim Facebooku też zapowiedź koncertu. Więcej o pani Dorocie i jej płycie możecie przeczytać w odpowiednim wpisie.
Pójdę chronologicznie, więc dalej mieliśmy pod koniec października i w listopadzie dwie ważne rocznice. Pierwsza to 28 września 100 lat od powstania niezależnej Czechosłowacji, dzisiaj już nieistniejącej, ale mimo to rocznica o wielkim znaczeniu dla obu naszych krajów. Z tej okazji odbyło się w Czechach i na Słowacji dużo ciekawego włącznie ze wspólnym nadawaniem radia publicznego obu krajów ze schroniska w górach na granicy. W Pradze otwarto chyba po 7 latach budynek Muzeum Narodowego po remoncie i na Placu Staromiejskim odbył się koncert, o którym napiszę za chwilkę.
Ja niestety byłem podziębiony, a więc zostałem w domu koło radia. Dzięki temu jednak mogłem przynajmniej posłuchać powyżej wspomnianego koncertu, na którym zaprezentowano najpopularniejsze piosenki poprzednich 100 lat, wybrane przez słuchaczy czeskiego radia publicznego w ramach ankiety 100 przebojów republiky (Sto hitů republiky). Ankieta trwała od początku roku i można było głosować za pomocą SMS'ów. Zwycięzcą została piosenka Modlitba pro Martu, czyli Modlitwa dla Marty, w wykonaniu pani Marty Kubišovej (Kubiszowej). Jest to utwór związany z ważnymi momentami w naszej nowszej historii, bo i z Praską Wiosną 1968 roku,, kiedy to myśleliśmy, że komuna powoli odejdzie, i z jej końcem w 1989 roku. W piosence śpiewa się o tym, że teraz wreszcie powoli odpływa chmura z nieba i nasz kraj znowu będzie w naszych rękach, a więc niech z tym krajem nadal zostaje pokój i niech skończy się złość, strach i spory. Ja nie pamiętam tamtych czasów, ale jako patriota bardzo doceniam tę piosenkę. Jak chcecie, to możecie posłuchać:

Aha no i gwiazdą stulecia został Karel Gott, którego pewnie większość z was zna, więc o nim wiele pisał nie będę oprócz tego, że na koncercie wykonał piosenkę Lady karneval.
Dzięki Modlitwie dla Marty mogę od razu wspomnieć też o drugiej rocznicy, a mianowicie 17 listopada święto walki studentów o wolność i demokrację. Tego dnia 1939 roku prascy studenci protestowali przeciwko zamknięciu szkół wyższych przez nazistów i student Jan Opletal został wtedy zabity przez Niemców, dlatego jest to do dziś międzynarodowy dzień studentów. No i w 1989 roku właśnie wtedy zaczęły się manifestacje na praskim Placu Wacława, tzw. Aksamitna Rewolucja, dzięki której skończyła się komuna w Czechosłowacji. Niestety ze względu na dziwną sytuację polityczną musiało dojść do kilku nieprzyjemnych momentów, ale o tym nie będę się rozpisywał, chociaż nie ukrywam, że z naszymi obecnymi populistycznymi władzami się nie zgadzam.
W Polsce wtedy też obchodziliście ważną rocznicę. Z okazji obu rocznic niepodległości zorganizowano w Pradze dwa koncerty, z których na jednym byłem i na obu byli ludzie z praskiej polonistyki. Chodziło po pierwsze o koncert Grzecha Piotrowskiego & The World Orchestra i orkiestry symfonicznej z Poznania. O Grzechu Piotrowskim wcześniej nic nie wiedziałem, tylko sprawdziłem mniej więcej, co to za muzyka. W pierwszej części grali jakąś symfonię jazzową, co podobało mi się trochę mniej, a w drugiej części już piosenki ze swojego repertuaru z różnymi wokalistami, co było bardzo ciekawe. Nie będę tu się rozpisywał o tym, bo wiele można znaleźć na YouTube, ale cieszę się bardzo, że się dowiedziałem o tym zespole.
Zbliżając się już powoli do końca, wspomnę jeszcze o koncertach z zespołem, których znowu trochę się narobiło i m.in. zaproszono nas już po raz drugi do jednej serbskiej restauracji, żebyśmy grali tam w Sylwestra. Tam jest zawsze fajnie, będziemy tam grać z jedną wokalistką z Bośni, która jest bardzo miła i fajnie się zgrywamy, więc powinno być świetnie. Oprócz tego niedawno miałem też jeden występ z kolegą aktorem, który robił ze mną dość długi wywiad i przy okazji też zagrałem kilka piosenek, część wam wrzuciłem przedwczoraj. Aha i jeszcze jedno, bardzo fajnie się zgadujemy z ludźmi z Polski z Erasmusa, którzy też chodzą na te warsztaty tłumaczeniowe. W zeszły piątek spotkaliśmy się w takiej restauracji blisko uczelni, gdzie na stołach są nalewaki (chyba tak to się nazywa po polsku?) i można sobie samemu nalewać piwo, nad każdym nalewakiem jest tablet, który wszystko liczy i też umożliwia zamawianie jedzenia. Dla nas niewidomych niedostępne, ale piwo nalewać można. 😀 Spotkanie wyszło bardzo miło i chyba jeszcze kiedyś je powtórzymy.
Także mniej więcej tyle ode mnie. Pewnie odezwę się znowu koło świąt jakoś bardziej szczegółowo, bo w trakcie studiów najczęściej albo coś robię, albo jeśli nie robię nic, to faktycznie nie robię nic. 😀 Szkoda trochę, że w tym semestrze nie mogę nigdzie wyjeżdżać, bo od poniedziałku do piątku studia, ale po zdaniu egzaminów w lutym, znając życie, znowu pojawię się chociaż na tydzień gdzieś w Polsce.
Trzymajcie się na razie i do następnych wpisów.

Categories
Z mojego życia

O wyjeździe do Holandii przed początkiem kolejnego semestru

Cześć wszystkim. Kilka godzin temu wróciłem z zagranicy od znajomych, gdzie spędziłem ciekawy tydzień. Nie lubię jakoś pisać o takich rzeczach zwyczajnie dlatego, że często mi się nie chce i wolę komuś opowiedzieć przy okazji, ale napiszę, bo myślę, że warto. Będzie chaotycznie, za co przepraszam.
Otóż w tym tygodniu byłem w Holandii niedaleko Amsterdamu, gdzie mieszka z rodziną mój kolega Jan, lingwista, jeden z twórców języka międzysłowiańskiego i przysięgły tłumacz pomiędzy holenderskim i polskim. Poznaliśmy się osobiście na pierwszej konferencji języka międzysłowiańskiego rok temu, w tym roku widzieliśmy się znowu i zaprosił mnie do siebie. On sam jest Holendrem, ma żonę Polkę Anię i muszę stwierdzić, że oboje są bardzo podobnie postrzeleni, śmiem twierdzić, do wielu z was albo z nas. Moi bliżsi znajomi, którzy czytają ten post, na pewno będą wiedzieć, o co mi chodzi. I też dlatego bardzo fajnie się dogadujemy.
Po przylocie do Amsterdamu w zeszłą niedzielę pojechaliśmy do Utrechtu, gdzie było spotkanie koła polskich tłumaczy. Posłuchaliśmy m.in. ciekawej prezentacji o tym, jak tłumacz powinien się zachowywać wobec klientów, żeby zapewnić sobie dalszy kontakt z ich strony, czyli np. podziękować czasami za kasę, raz na jakiś czas wysłać tłumaczenie wcześniej niż zostało ustalone itd. Wbrew pozorom jedną ze skutecznych metod ponoć jest chwilowe obniżenie ceny na zasadzie takiej, że jeśli klient wyśle tekst źródłowy do określonej godziny w ciągu dzisiejszego dnia, to wyjdzie taniej, czego ludzie i tak często nie robią, bo parafrazując panią, która opowiadała o tym wszystkim, dla klientów pieniądze często wcale nie są takie ważne.
Potem przyjechaliśmy do domu i w sumie niestety od tego momentu wyszliśmy tylko raz, mianowicie na kolację do restauracji irańskiej. Nie ukrywam, pierwszy raz w życiu jadłem irańskie jedzenie i warto było. Określiłbym ich kuchnię jako trochę podobną do greckiej, np. grilowane warzywa czy ser podobny do fety, ale charakter sosów do mięsa itp. jest jednak inny. Raczej nic ostrego, tylko bardziej na słodko, tak jak na przykład sos orzechowy lub przystawka w postaci ryżu z ich jagodami. No i na deser pyszne lody szafranowe oraz sorbet różany – pewnie słyszeliście o oleju i maśle różanym, które wywodzi się właśnie z tamtych rejonów.
Oprócz tego miałem dużo okazji porozmawiać też z Anią, poznałem jej tatę i ośmioletnią córkę Larę, która zna dobrze oba języki. Dowiedziałem się między innymi o jednym z wielkich zainteresowań Ani i Jana, czyli o tzw. steampunku. Dla tych, którzy nie wiedzą, jest to subkultura, oparta na wyobraźni przyszłości z czasów wiktoriańskich, czyli różne latające maszyny itd., ale wszystko na parę. Oboje też lubią np. japońskie seriale anime, przede wszystkim te bardziej przemyślane, gdzie często można znaleźć niemało aluzji do historii różnych części świata i inne śmieszne ciekawostki.
Niemała część naszych rozmów dotyczyła również relacji międzyludzkich i innych tematów związanych z psychologią, dzięki czemu się dowiedziałem, że z Janem nie mamy tylko wspólnych zainteresowań, lecz także niespodziewanie dużo podobnych cech charakteru, które spowodowały, że w naszej przeszłości obu z nas spotkały podobne rzeczy. Nie będę się rozpisywał na ten temat, ale 5-6 lat temu, kiedy odkrywałem jego stronę m.in. o sztucznym języku romańskim, który brzmi jak polski, o międzysłowiańskim i innych dla mnie ciekawych rzeczach, nie spodziewałem się, że właśnie taki znany lingwista okaże się być także, jak Ania to określa, brother from another mother. Nie ukrywam, bardzo miło się dowiedzieć, że ktoś podobnie szalony i w niektórych sprawach podobnie naiwny do mnie tyle osiągnął i wciąż osiąga, przez co może on być dla mnie wzorem i wielką inspiracją.
Ale kończąc już ciężkie tematy, z Janem też oczywiście gadaliśmy, często na tematy językowe, czyli o międzysłowiańskim, holenderskim, o porównywaniu różnych rzeczy itd. Tylko że on często wyjeżdżał do sądów, więzień i w inne ciekawe miejsca, bo musiał tam tłumaczyć symultanicznie. A nie, przepraszam, nie do więzień, tylko do hoteli państwowych, jak oni z Anią to określają. 😀
Raz miałem jechać z nim, była to sprawa z jakimś gwałcicielem Polakiem, ale było to dość wcześnie rano i wolałem sobie pospać,, chociaż na pewno przegapiłem coś bardzo ciekawego dla mnie. Na ogół Polaków w Holandii dzisiaj nie jest mało i sprawy sądowe z nimi dotyczą najczęściej mniejszych kradzieży w sklepach, często związanych z alkoholem. Warto tu nadmienić, że dzięki poezji śpiewanej i niektórym innym informacjom nadal jeszcze mam w sobie obraz w cudzysłowie "typowego" Polaka jako człowieka, który lubi filozofować, analizować wydarzenia w świecie, podchodzić rozsądnie do życia i często jest też wierzący, co dodaje kolejny wymiar do tego wszystkiego, ale wiem też już dawno, że nie jest to całkiem prawda. Chociaż nadal większość Polaków, których poznaję, to tacy "myśliciele".
Już chyba powinienem skończyć, więc wspomnę tylko jeszcze o prostym holenderskim daniu, które zrobiła nam raz Ania i bardzo mi ono smakowało. Holendrzy ogólnie lubią mieszać smaki, o czym zaraz się przekonacie. Trzeba ugotować fasolki brązowe, czyli nie szparagowe. Może być do tego też gotowany ryż, ale nie musi. Kolejna część dania to kawałki boczku usmażone na patelni, to wszystko zmieszamy i polejemy, uwaga, syropem klonowym albo innym, którym polewa się np. naleśniki. Może dla niektórych z was dziwne, ale rzeczywiście pyszne, osobiście jadłem i polecam.
Także tyle co do mojego wyjazdu w tym tygodniu. Teraz jeszcze jeden dzień wolnego i skończą się kolejne fajne wakacje, co oznacza, że od poniedziałku czekają mnie studia, teraz już znowu w mojej rodzimej Pradze. Tak więc miłej niedzieli i do następnych wpisów.

Categories
Piosenki i moje skojarzenia z nimi Z mojego życia

O bałkańskim turbo folku i trochę o tym, dlaczego polubiłem języki południowosłowiańskie

Zdravo, prijatelji! Przywitałem się z wami po serbsko-chorwacku, bo już od jakiegoś czasu chciałem wam coś napisać o turbo folku, bardzo charakterystycznym gatunku muzyki bałkańskiej, więc robię tak w tym wpisie i zacznę od tego, jak go odkryłem i skąd się pojawiło moje zainteresowanie językami południowosłowiańskimi.
Jak wiecie, moim językiem ojczystym jest czeski. Mając jakieś cztery lata, pojechaliśmy z mamą i jedną naszą dobrą znajomą do jej koleżanki, która ma męża z Czarnogóry. Mama wiedziała, że podoba mi się przeróżna muzyka, więc zapytała o jakieś płyty z piosenkami z byłej Jugosławii. Akurat jakaś płyta się znalazła i na parę dni nam ją pożyczyli. Kiedy włączyłem ją w domu pierwszy raz, od razu zachwyciła mnie jedna rzecz. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że istnieje język, który ma tyle podobnych słów do czeskiego, chyba poza słowackim. No i w serbskim i chorwackim jest takich słów mnóstwo. Absolutnie nie można powiedzieć, że Czech z Chorwatem czy Serbem dogada się bez problemu, natomiast podobnie do czeskiego, języki południowo słowiańskie są twarde, podczas gdy polski, rosyjski i kilka innych słowiańskich brzmią raczej miękko. I tak na przykład po czesku wy idziecie to vy jdete, po chorwacku vi idete. Mógłbym się rozpisać na temat cech językowych, ale nie o tym ma być ten wpis, więc zostańmy przy tym, że dzięki podobnemu brzmieniu języki południowosłowiańskie bardzo mnie zainteresowały i trwa to do dzisiaj, choć w mniejszym stopniu niż z polskim.
Wracając do muzyki, na tej pierwszej płycie, którą wtedy posłuchałem, był zwykły pop i rock, ale już niedługo później poprosiliśmy tych znajomych o jakieś inne kasety czy płyty. No i wtedy pierwszy raz w życiu usłyszałem turbo folk. W Polsce jest teraz bardzo popularna muzyka bałkańska w różnych odsłonach, więc może i niektórzy z was wiedzą, czym turbo folk jest, ale na wszelki wypadek napiszę.
Otóż jest to gatunek muzyczny, który powstał chyba w latach 80. w byłej Jugosławii jako próba unowocześnienia muzyki ludowej i folku. Jak wiecie, w latach 80. syntezatory już były coraz bardziej normalne, więc w turbo folku często słychać syntezator. Można by chyba powiedzieć, że jest to taki odpowiednik disco polo, niemieckich szlagierów albo volksmusik, jak oni na to mówią, czy też rosyjskiej i nie tylko muzyki szanson i innej podobnej, na którą ja mówię disco rusko, disco ukraińsko itd., tak samo jak do muzyki biesiadnej, która np. na Ukrainie często jest nazywana "wesilni pisni".
Z czasem turbo folk się rozwijał i dzisiaj jest to część kultury krajów bałkańskich chyba oprócz Chorwacji, Słowenii i chyba Grecji, tam sytuacji nie znam na tyle dobrze. W Chorwacji i Słowenii jest inna muzyka ludowa, więc powstało tam coś podobnego, ale raczej zbliżonego do szlagierów niemieckich, bardziej romantycznego, europejskiego i mniej tureckiego czy orientalnego. Zaś w Grecji istnieje chyba podobna muzyka, ale różni się trochę od typowego turbo folku, więc nie wiem, czy można ją do niego zaliczać plus tak jak napisałem, mało się znam.
W niektórych innych krajach bałkańskich turbo folk istnieje, chociaż pod innymi nazwami, mianowicie w Rumunii mówi się na niego manele, w Bułgarii często czalga albo czalga pop, ale w zasadzie jest to to samo.
Słyszałem od kilku osób z poza Bałkanów albo nawet z krajów bałkańskich, że z turbo folkiem trzeba żyć od małego, żeby można było go lubić. Mogę się z tym zgodzić, bo jednak jest to muzyka specyficzna i znam takich, którzy bałkańską muzykę ludową albo jej aranżacje jazzowe czy inne lubią, podczas gdy turbo folk jest dla nich albo za prosty muzycznie, albo za "plastikowy" albo coś takiego. Wiem też, że na Bałkanach ta muzyka kojarzy się z wioską, może z zabawami itd. co może być podobne do disco polo w Polsce i innych takich. Co ciekawe, dużo stacji lokalnych z byłej Jugosławii gra głównie turbo folk, często razem ze zwykłą muzyką ludową albo mniej syntezatorowym folkiem, i wszystko jest to określane jako narodna muzika bez rozróżniania.
Najlepszym nawiązaniem będzie zatem prezentacja kilku turbofolkowych utworów, które już wrzucę tylko do kategorii z piosenkami. Będę nazywał wpisy tak, żebyście wiedzieli, o co chodzi, kiedy była dana piosenka nagrana itd. Pewnie wystawię też kilka utworów bardziej folkowych i mniej syntezatorowych, żebyście mogli porównać.
Jednak na sam koniec przetłumaczę wam refren pierwszej piosenki, którą tu wrzucę. Moim zdaniem jest to jeden ze swego rodzaju manifestów turbo folku. Piosenka z roku 1982 w wykonaniu bośniackiej wokalistki znanej jako Lepa Brena, która tak na prawdę nazywa się Fahreta Hajić-Živojinović. Tytuł piosenki to Mile voli disko, czyli Mile kocha disco (Mile to zdrobnienie jakiegoś męskiego imienia). Tekst jest o dziewczynie, która lubi głównie muzykę ludową, a jej chłopak cały czas przekonuje ją, żeby poszła z nim do disco klubu. Wynikiem jest refren, który może być dobrym opisem turbofolku w skrócie:
Mile voli disko, disko,
a ja kolo šumadijsko.
Da budemo blisko, blisko,
harmonika svira disko.

Czyli:
Mile kocha disco, disco,
a ja szumadijskie koło (nazwa serbskiego tańca ludowego)
Żebyśmy byli blisko, blisko,
harmonia gra disco.

No i tyle, tę właśnie piosenkę znajdziecie w następnym wpisie. Miłego słuchania.

Categories
Z mojego życia

Campus Visually Impaired ? Dodatek do wczorajszego wpisu (link do grupy i program)

Cześć wszystkim. Tak jak obiecałem, wklejam poniżej link do grupy na Facebooku, o której wspominaliśmy z Pawłem we wczorajszym wpisie, dotyczącym obozu dla niewidomych we Frankfurcie. Dołączam też program całego obozu, żebyście mogli zobaczyć, na czym mniej więcej to polegało.
Link do grupy:
https://mbasic.facebook.com/groups/107806470077754?refid=46&__xts__[0]=12.{"unit_id_click_type":"graph_search_results_item_tapped","click_type":"result","module_id":1,"result_id":107806470077754,"session_id":"f3af107e22b12af8d78dcf39726312ed","module_role":"ENTITY_GROUPS","unit_id":"browse_rl:8ed23c5e-ec06-034d-ec8b-85852104ea3d","browse_result_type":"browse_type_group","unit_id_result_id":107806470077754,"module_result_position":0}

Jeśli chcecie wyświetlić stronę na normalnym portalu Facebooka, a nie na mobilnym, usuńcie słowo mbasic i kropkę po nim.
No i program całego wydarzenia po angielsku:

Location: Frankfurt am Main, Hessen, Germany
Date: 15 th (Wednesday) – 19 th (Sunday) August 2018
Day 1
Time
Program
Until 17:00
Start of the conference: individual arrival and
transfer to the accommodation
17:00-18:30 Check-in and exploration of the locality
18:30-20:00 Dinner
20:00-22:00 Welcome and introduction of participants, meet and
greet and social gathering at the bar
Day 2
Time
Program
7:30-9:00 Breakfast
9:00-10:30 Presentations by the participating countries with
regard to respective national associations for the
visually impaired
10:30-11:00 Break
11:00-12:30 The European integration from the perspective of
visually impaired people: presentation of projects,
institutions and associations from an external
expert
12:30-14:00 Lunch
14:00-15:30 Structured group discussions about the following
topics in small groups:
– Topic 1: Availability of assistive technology
and personal assistances
– Topic 2: Digitized literature: sourcing and
sharing of scanned or digitally available
publications
– Topic 3: Assessment modalities and exam
accommodations
15:30-16:00 Break
16:00-18:00 Presentations of the conclusions of the 3 topics with
all participants: visions for Europe: what can the
nations learn from each other and what can be
improved? (results will be documented in writing)
18:00-20:00 Dinner
20:00-22:00 Together against one another: sports competitions
Day 3
Time
Program
7:30-9:00 Breakfast
9:00-11:00 Structured group discussions about the following
topics in small groups:
– Topic 1: Choice of country and university
– Topic 2: Financing
– Topic 3: Search of a flat and mobility
– Topic 4: Social integration
– Topic 5: Necessary documents
– Topic 6: Contact to the national associations
and institutions for blind and visually impaired
people
Presentations of the conclusions of the 6 topics with
all participants (results will be documented in
writing)
11:00-11:15 Break
11:15-12:45 Presentation of regularities and conditions for a stay
abroad concerning disabled people from an external
expert
12:45-14:00 Lunch
14:00-16:00 Assistive technology and experience abroad
progress report: presentation of technical
innovations and recent developments in assistive
technologies for studying from an external referent
16:00-16:30 Break
16:30-18:00 Detailed report from a student about his or her stay
and experiences abroad
18:00-20:00 Dinner
20:00-22:00 Opportunity for the participants to discuss among
each other their individual experiences abroad
Day 4
Time
Program
7:30-9:00 Breakfast
9:00-11:30 The EU as a chance for the inclusion of blind and
visually impaired people (EU-rights of disabled
people, standardization of assessment
accommodations, European disability pass,
accessible travel and mobility of employees with
disabilities): introductory speeches from external
referents followed by a panel discussion
11:30-13:00 Lunch
13:00-18:00 German culture: accessible guided tour in Frankfurt
18:00-22:00 Dinner: cultural program with contributions by the
participants in a traditional pub
Day 5
Time
Program
7:30-9:00 Breakfast
9:00-11:30 Final discussion of insights gained during the
conference, planning of the next seminar and
presentation of networking possibilities (results will
be documented in writing)
11:30-13:00 Lunch
From 13:00
End of the conference: individual departure

Categories
Z mojego życia

O jednodniowej wycieczce do Niemiec, czyli jak to niewidomi narozrabiali w Bawarii (wpis audio)

Categories
Z mojego życia

Campus Visually Impaired, czyli obóz dla niewidomych, poświęcony studiowaniu za granicą (wpis audio)

Categories
Piosenki i moje skojarzenia z nimi Z mojego życia

Czeska popowa piosenka z infolinii oraz o moim zainteresowaniu telefonami komórkowymi

Categories
O językach Piosenki i moje skojarzenia z nimi Z mojego życia

Pieśniczka uod country kapeli ze Ślónska i kapke uo tym, jak to było z mojim polskim

Categories
Piosenki i moje skojarzenia z nimi Z mojego życia

Japońska piosenka, której szukaliśmy przez całe wakacje 2010

Categories
Piosenki i moje skojarzenia z nimi Z mojego życia

Fajna włoska piosenka z chaotycznym wpisem o tym, dlaczego nie czuję się Włochem

EltenLink