Cześć wszystkim. Dawno nie napisałem wam nic o tym, co tam u mnie, no to wreszcie czas to zmienić. Mamy jutro wolne, bo dwie panie doktor z naszego wydziału jadą na konferencję do Lublina (a może powinienem napisać do Lublyna przez Y?) 🙂 Dzięki temu mam chociaż trochę, ale jednak więcej czasu.
Trochę by było do opowiadania, pewnie o czymś zapomnę, ale postaram się napisać o kilku ciekawych wydarzeniach z ostatnich dwóch miesięcy.
Co u mnie przede wszystkim, no to studia, studia i jeszcze raz studia. M.in. warsztaty przekładowe w czwartki, na których tłumaczymy krótsze teksty, głównie publicystyczne zawsze raz z czeskiego na polski, raz odwrotnie. Na pewno jest to ciekawe i wzbogacające. Cieszę, że ten fakultet wybrałem, bo powiedziało mi to już teraz wiele o tłumaczeniu, pewnie będzie tego jeszcze więcej, ale zrozumiałem przede wszystkim jedno: Jeśli tłumacz ma być dobry, to musi on lubić czytać od tak, dla odpoczynku. Czytać w obu językach i to najlepiej przeróżną literaturę, chociaż ta różnorodność może i nie jest konieczna. W każdym razie ja w tej kwestii niestety nie jestem stereotypowym przykładem niewidomego, bo czytanie jakoś nigdy nie było dla mnie relaksem, a mam wrażenie, że wśród nas chyba jest taki stereotyp o tym, jak to niewidomi nawet w moim wieku i młodsi często lubią czytać. Jeszcze w miarę niedawno lubiłem słuchowiska, ale nawet to się skończyło. Trochę szkoda, ale taki po prostu jestem, nawet jeśli mi trochę głupio z tego powodu.
Tym samym przechodzę do kolejnego przedmiotu, który mamy, to jest seminarium z literatury polskiej XX wieku. Jak na razie omawialiśmy np. opowiadania Dąbrowskiej, wiersze Tuwima i innych skamandrytów, ale też Pornografię Gombrowicza, Medaliony Nałkowskiej czy opowiadania Borowskiego. Za tydzień czeka nas Konopielka i np. po świętach reportaże Kapuścińskiego.
Dosyć już o studiach, bo nie o tym miało być. 😀 Wrzuciłem wam tu jakiś czas temu piosenkę w wykonaniu wiolonczelistki Doroty Barovej, Polki z czeskiego Zaolzia. Dowiedziałem się o niej od pani Teresy Drozdy, dziennikarki muzycznej z Warszawy, która jest teraz w Pradze, bardzo interesuje się muzyką czeską i udostępniła na swoim Facebooku też zapowiedź koncertu. Więcej o pani Dorocie i jej płycie możecie przeczytać w odpowiednim wpisie.
Pójdę chronologicznie, więc dalej mieliśmy pod koniec października i w listopadzie dwie ważne rocznice. Pierwsza to 28 września 100 lat od powstania niezależnej Czechosłowacji, dzisiaj już nieistniejącej, ale mimo to rocznica o wielkim znaczeniu dla obu naszych krajów. Z tej okazji odbyło się w Czechach i na Słowacji dużo ciekawego włącznie ze wspólnym nadawaniem radia publicznego obu krajów ze schroniska w górach na granicy. W Pradze otwarto chyba po 7 latach budynek Muzeum Narodowego po remoncie i na Placu Staromiejskim odbył się koncert, o którym napiszę za chwilkę.
Ja niestety byłem podziębiony, a więc zostałem w domu koło radia. Dzięki temu jednak mogłem przynajmniej posłuchać powyżej wspomnianego koncertu, na którym zaprezentowano najpopularniejsze piosenki poprzednich 100 lat, wybrane przez słuchaczy czeskiego radia publicznego w ramach ankiety 100 przebojów republiky (Sto hitů republiky). Ankieta trwała od początku roku i można było głosować za pomocą SMS'ów. Zwycięzcą została piosenka Modlitba pro Martu, czyli Modlitwa dla Marty, w wykonaniu pani Marty Kubišovej (Kubiszowej). Jest to utwór związany z ważnymi momentami w naszej nowszej historii, bo i z Praską Wiosną 1968 roku,, kiedy to myśleliśmy, że komuna powoli odejdzie, i z jej końcem w 1989 roku. W piosence śpiewa się o tym, że teraz wreszcie powoli odpływa chmura z nieba i nasz kraj znowu będzie w naszych rękach, a więc niech z tym krajem nadal zostaje pokój i niech skończy się złość, strach i spory. Ja nie pamiętam tamtych czasów, ale jako patriota bardzo doceniam tę piosenkę. Jak chcecie, to możecie posłuchać:
Aha no i gwiazdą stulecia został Karel Gott, którego pewnie większość z was zna, więc o nim wiele pisał nie będę oprócz tego, że na koncercie wykonał piosenkę Lady karneval.
Dzięki Modlitwie dla Marty mogę od razu wspomnieć też o drugiej rocznicy, a mianowicie 17 listopada święto walki studentów o wolność i demokrację. Tego dnia 1939 roku prascy studenci protestowali przeciwko zamknięciu szkół wyższych przez nazistów i student Jan Opletal został wtedy zabity przez Niemców, dlatego jest to do dziś międzynarodowy dzień studentów. No i w 1989 roku właśnie wtedy zaczęły się manifestacje na praskim Placu Wacława, tzw. Aksamitna Rewolucja, dzięki której skończyła się komuna w Czechosłowacji. Niestety ze względu na dziwną sytuację polityczną musiało dojść do kilku nieprzyjemnych momentów, ale o tym nie będę się rozpisywał, chociaż nie ukrywam, że z naszymi obecnymi populistycznymi władzami się nie zgadzam.
W Polsce wtedy też obchodziliście ważną rocznicę. Z okazji obu rocznic niepodległości zorganizowano w Pradze dwa koncerty, z których na jednym byłem i na obu byli ludzie z praskiej polonistyki. Chodziło po pierwsze o koncert Grzecha Piotrowskiego & The World Orchestra i orkiestry symfonicznej z Poznania. O Grzechu Piotrowskim wcześniej nic nie wiedziałem, tylko sprawdziłem mniej więcej, co to za muzyka. W pierwszej części grali jakąś symfonię jazzową, co podobało mi się trochę mniej, a w drugiej części już piosenki ze swojego repertuaru z różnymi wokalistami, co było bardzo ciekawe. Nie będę tu się rozpisywał o tym, bo wiele można znaleźć na YouTube, ale cieszę się bardzo, że się dowiedziałem o tym zespole.
Zbliżając się już powoli do końca, wspomnę jeszcze o koncertach z zespołem, których znowu trochę się narobiło i m.in. zaproszono nas już po raz drugi do jednej serbskiej restauracji, żebyśmy grali tam w Sylwestra. Tam jest zawsze fajnie, będziemy tam grać z jedną wokalistką z Bośni, która jest bardzo miła i fajnie się zgrywamy, więc powinno być świetnie. Oprócz tego niedawno miałem też jeden występ z kolegą aktorem, który robił ze mną dość długi wywiad i przy okazji też zagrałem kilka piosenek, część wam wrzuciłem przedwczoraj. Aha i jeszcze jedno, bardzo fajnie się zgadujemy z ludźmi z Polski z Erasmusa, którzy też chodzą na te warsztaty tłumaczeniowe. W zeszły piątek spotkaliśmy się w takiej restauracji blisko uczelni, gdzie na stołach są nalewaki (chyba tak to się nazywa po polsku?) i można sobie samemu nalewać piwo, nad każdym nalewakiem jest tablet, który wszystko liczy i też umożliwia zamawianie jedzenia. Dla nas niewidomych niedostępne, ale piwo nalewać można. 😀 Spotkanie wyszło bardzo miło i chyba jeszcze kiedyś je powtórzymy.
Także mniej więcej tyle ode mnie. Pewnie odezwę się znowu koło świąt jakoś bardziej szczegółowo, bo w trakcie studiów najczęściej albo coś robię, albo jeśli nie robię nic, to faktycznie nie robię nic. 😀 Szkoda trochę, że w tym semestrze nie mogę nigdzie wyjeżdżać, bo od poniedziałku do piątku studia, ale po zdaniu egzaminów w lutym, znając życie, znowu pojawię się chociaż na tydzień gdzieś w Polsce.
Trzymajcie się na razie i do następnych wpisów.
Co tam u mnie
Cześć wszystkim. Dawno nie napisałem wam nic o tym, co tam u mnie, no to wreszcie czas to zmienić. Mamy jutro wolne, bo dwie panie doktor z naszego wydziału jadą na konferencję do Lublina (a może powinienem napisać do Lublyna przez Y?) 🙂 Dzięki temu mam chociaż trochę, ale jednak więcej czasu.
Trochę by było do opowiadania, pewnie o czymś zapomnę, ale postaram się napisać o kilku ciekawych wydarzeniach z ostatnich dwóch miesięcy.
Co u mnie przede wszystkim, no to studia, studia i jeszcze raz studia. M.in. warsztaty przekładowe w czwartki, na których tłumaczymy krótsze teksty, głównie publicystyczne zawsze raz z czeskiego na polski, raz odwrotnie. Na pewno jest to ciekawe i wzbogacające. Cieszę, że ten fakultet wybrałem, bo powiedziało mi to już teraz wiele o tłumaczeniu, pewnie będzie tego jeszcze więcej, ale zrozumiałem przede wszystkim jedno: Jeśli tłumacz ma być dobry, to musi on lubić czytać od tak, dla odpoczynku. Czytać w obu językach i to najlepiej przeróżną literaturę, chociaż ta różnorodność może i nie jest konieczna. W każdym razie ja w tej kwestii niestety nie jestem stereotypowym przykładem niewidomego, bo czytanie jakoś nigdy nie było dla mnie relaksem, a mam wrażenie, że wśród nas chyba jest taki stereotyp o tym, jak to niewidomi nawet w moim wieku i młodsi często lubią czytać. Jeszcze w miarę niedawno lubiłem słuchowiska, ale nawet to się skończyło. Trochę szkoda, ale taki po prostu jestem, nawet jeśli mi trochę głupio z tego powodu.
Tym samym przechodzę do kolejnego przedmiotu, który mamy, to jest seminarium z literatury polskiej XX wieku. Jak na razie omawialiśmy np. opowiadania Dąbrowskiej, wiersze Tuwima i innych skamandrytów, ale też Pornografię Gombrowicza, Medaliony Nałkowskiej czy opowiadania Borowskiego. Za tydzień czeka nas Konopielka i np. po świętach reportaże Kapuścińskiego.
Dosyć już o studiach, bo nie o tym miało być. 😀 Wrzuciłem wam tu jakiś czas temu piosenkę w wykonaniu wiolonczelistki Doroty Barovej, Polki z czeskiego Zaolzia. Dowiedziałem się o niej od pani Teresy Drozdy, dziennikarki muzycznej z Warszawy, która jest teraz w Pradze, bardzo interesuje się muzyką czeską i udostępniła na swoim Facebooku też zapowiedź koncertu. Więcej o pani Dorocie i jej płycie możecie przeczytać w odpowiednim wpisie.
6 replies on “Co tam u mnie”
Wow. Dużo się dzieje. 🙂 Dzisiejszy wolny dzień się przyda.. 🙂
Widzę, że ten ostatni czas jest wyjątkowo interesujący. W każdym razie na nudę narzekać nie możesz 😀
To wiesz gdzie powinieneś oczywiście przyjechać w lutym, prawda?
No jasne! 🙂 Zobaczymy, co i jak się uda, ale trzy najbardziej prawdopodobne miejsca to Wawa, Poznań i Kraków bez kolejności.
No Poznań to nie prawdopodobne, tylko pewne ma być, rozumiesz?
Zobaczymy. -)